26 listopada 2009

Otto Berg, czarna owca w rodzinie

Dziś jedna z moich ulubionych figurek w Ostlandzie - jeden z ruffianów Kapitana Haka. W końcu nie ma nic bardziej klimatycznego od ruffianów! Ten pan nie umie kontrolować swoich fizjologicznych potrzeb, jak widać... a może o to nie dba? Jego historia dobitnie pokazuje, że najlepsze pochodzenie nie gwarantuje sukcesu... jakkolwiek figurka, mam nadzieję, sukces odniesie. W końcu ma wywoływać uśmiech na twarzy, a to, zdaje się, może mu się udać... Dla porządku: bitsy to imperialna milicja, plus trochę masy modelarskiej użytej do ulepienia butelki oraz nieco sflaczałego, ale całkiem sporego przyrodzenia...


Otto Berg

Wilhelm Berg z natury był pyszałkowaty; tę cechę pogłębiał w nim jeszcze ojciec, który szczycił się „mieszczańskim” pochodzeniem Bergów (na które dowodów zresztą nigdy nie było...). Nikt z dzieci Ludwiga i Georga nie chciał się z nim zadawać. Wilhelmowi to nie przeszkadzało; skupiała się na nim cała uwaga rodziców, jako że był jedynakiem. Swoją dwójkę dzieci postanowił wychować tak samo, jak sam był wychowywany – w poczuciu wyższości i pogardy do tych, którzy nie nazywali się Berg. Jego córka szybko jednak zmieniła poglądy, gdy tylko wyszła za mąż za Leonarda Herzla. Wilhelmowi jedyna nadzieja pozostała w synu.

Otto był zdolnym, ale leniwym młodzieńcem. Wiedział, co należy mówić i jak, by zaskarbić sobie względy innych, zwłaszcza ojca, naiwnie wierzącego w niego, jako w kontynuatora rodzinnych tradycji. Dumę rodu Bergów traktował powierzchownie, jako środek do celu, nie zaś jako wartość samą w sobie. Przez długie lata zdołał oszukiwać wszystkich, zwłaszcza ojca, również finansowo – od wczesnego wieku przepijał każdy zarobiony grosz, lecz do pewnego momentu udawało mu się to ukryć.

Kiedy prawda wyszła na jaw, Wilhelm zaniepokoił się poważnie. Szybko uruchomił swoje znajomości i ożenił syna z jedną z zubożałych mieszczanek, przybyłych na wieś do dalekich krewnych. Kobieta urodziła Ottonowi dwóch synów – Brunona i Volkera. Małżeństwo nie trwało jednak długo; nie mogąc znieść stylu życia męża, pani Ottonowa wyjechała do miasta pod byle pretekstem i tam już pozostała. Otto został sam z dwoma synami. Nie przeszkadzało mu to zbytnio, gdyż starszy z synów już podrósł i stał się dobrym kompanem do picia. Odtąd aż do śmierci Wilhelma, kiedy to z zaskoczeniem dowiedział się, że został wydziedziczony, nie spotykały go większe tragedie.

Gerhard nigdy nie pomyślałby nawet o tym, że z Ottona mógłby być jakiś pożytek, gdyby nie jedna jego zasadnicza zaleta – po kilku głębszych Otto mógłby przejść w nocy przez cmentarz, rzucić się na zwierzoczłeka czy walczyć z demonami; nie odczuwał wtedy najmniejszego strachu. A że w wyprawie do Mordheim największy pożytek jest z tych, którzy nie tylko umieją walczyć, ale i nie boją się walczyć z nikim, Otto Berg otrzymał swoją szansę – prawdopodobnie ostatnią w życiu...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz