12 września 2016

30-dniowe Wyzwanie Figurkowe. Dzień 12: Sytuacja, której nigdy nie zapomnisz, a która przytrafiła się podczas bitwy lub w trakcie malowania?

Zacznę od końca pytania... Otóż niestety nie maluję (choć cały czas obiecuję sobie, że w końcu zacznę), więc o niezapomniane sytuacje raczej trudno, chyba że wspomnę sytuację z początków mojej przygody z bitewniakami, zanim poznałem Skavenblight, jak spaprałem i tak już paskudnie pomalowanego Gotreka czarnym washem, albo spieprzyłem, za przeproszeniem, bandę skavenów z niespiłowaną linią podziału przy pomocy dziadowskiego lakieru matowego wiadomego producenta... spuśćmy jednak na te incydenty zasłonę milczenia...

Więcej historii mógłbym wykrzesać ze wspomnień bitewnych. W tej materii pamiętam bardzo wiele sytuacji, które z rozmaitych przyczyn wryły mi się w pamięć, ale nie wydaje mi się, by któraś wysunęła się szczególnie na prowadzenie. Niektóre to były pojedyncze, epizodyczne zdarzenia podczas bitwy np. ustrzelenie szczuroogra jednym strzałem Kislevickiej Strażniczki, czy też jakaś szczególnie udana rozróba, np. kiedy wybiłem paroma krasnoludami całą bandę Sióstr Sigmara, inne natomiast to konkretne zwroty akcji, kiedy to wskutek jednego, nieprzewidzianego zdarzenia, np. pojawienia się na stole jakiegoś losowego potwora, banda dotychczas mająca przewagę dostawała konkretny łomot. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że najwięcej ciekawych sytuacji miało miejsce w trakcie naszych rozgrywek w Border Town Burning, o którym to suplemencie do Mordheim napisałem trochę więcej w Ósmym dniu Wyzwania.

Na potrzeby dzisiejszego wpisu cofnę się jednak trochę w czasie, do początków mojego grania w Mordheim. Była to jedna z pierwszych moich bitew, a na pewno pierwsza, jaką rozegrałem ze Skavenblight, którą chciałem wtedy wciągnąć w bitewniaki.

(zdjęcie wprawdzie zrobione w trakcie innej bitwy, ale ukazuje skalę zjawiska w tamtych czasach)

Zagraliśmy w klasyczną bitwę w Mieście Potępionych, na moich i mojego brata dość topornych makietach z ówczesnego "kołchozu". Natalia grała krasnoludami, a ja... jaszczuroludźmi :P. Takie były czasy, niewiele wtedy jeszcze miałem figurek, no i lubiłem jaszczury. Uznałem, że Natalia bardziej się zachęci do gry, jak... wygra, więc na wszelki wypadek dorzuciłem do jej rozpiski... Gotreka i Felixa, dla których znalazłem jakieś dziwne zasady w Internecie. Efektów możecie się domyślać. Apogeum masakry zgotowanej gadom nastąpiło, gdy jakoś totalnie źle zinterpretowawszy zasady obliczyłem (do tej pory nie wiem, jak mi to wyszło), że Gotrek zadał Kroxigorowi dwadzieścia kilka ran, a resztę lizaków wciągnął nosem. Finalnie wyszła z tego klasyczna falloutowa iguana na patyku, która oznaczała dla moich jaszczurów koniec aspiracji do władzy nad światem...


Nie zmienia to faktu, że jest co wspominać, a co najważniejsze - taką srodze paździerzową bitwą udało się wciągnąć Skavenblight w hobby na długie lata.

 30-dniowe Wyzwanie Figurkowe. Wprowadzenie.

4 komentarze:

  1. Popatrz, do jakich poświęceń człowiek jest niekiedy zdolny, żeby zaszczepić u ludzi dokoła swoje hobby ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy pisząc o poświęceniu masz na myśli granie lizakami, czy podłożenie się Gotrekowi i Felixowi :D?

      Usuń
  2. Darmowa wygrana jest jak darmowa działka ;)

    OdpowiedzUsuń